PolskiEnglish

 

Dziennik wyprawy Drukuj

Codzienna relacja z drugiej samotnej wyprawy motolotniowej Grzegorza Stasiaka do Grecji 

1 września 2007 r.
Jestem w Pińczowie. Jutro przekraczam granicę.

2 września 2007 r.
Wyruszyłem o godz. 8.00. Przez Rzeszów i Debreczyn doleciałem o 18.20 do Belgradu. Trochę bolą mnie ręce od ściągania sterownicy, gdyż zepsuł się trymer (prawdopodobnie spalony bezpiecznik), a zależy mi na tym, by jutro dolecieć do Grecji. Poza tym wszystko w porządku. 

3 września 2007 r.
Pogoda sprzyja. Wczoraj przeleciałem 850 km. Dzisiaj przez straszne góry dotarłem do Skopje. Jutro Grecja. Jedynym problemem motolotni Jazz są bezpieczniki, które się palą w obcych krajach. Nie mam paliwa i meteo. Co to będzie...

4 września 2007 r.
LGKV Kavala Grecja! Przylot ze Skopje trudny - góry i chmury, trochę strach. Dalej zależy od meteo - niepewne. Motolotnia budzi zdumienie i sympatię. 

5 września 2007 r.
Jestem w Kavali (północna Grecja) i czuję, że utknę tu na trochę. Warunki pogodowe niepewne: przyleciałem za późno i już zaczyna się jesień z burzami i wiatrami. Wiatry południowe czyli w twarz, gdzie nie spojrzysz – Cumulus Congestus. Pewnie poczekam przynajmniej do piątku, żeby lecieć dalej. Zaczynam rozumieć, że w lataniu liczy się nie odwaga i zapał, ale pogoda, po prostu. Dotychczasowe przeloty odbyły się bez problemów; znaną trasą do Pińczowa na nocleg, smutny, bo wypadek w Radomiu. Dalej do Debreczyna, tam techniczne lądowanie po paliwo, małą kawę i plan lotu do Belgradu. Na granicy przejął mnie Belgrad Approach i tak pięknie wektorował do lotniska, że na wysokości 2000 stóp przeleciałem nad centrum miasta. Potem nocleg i następnego dnia w południe do Skopje. Przelot trudny, aż strach patrzeć w dół, bo góry takie, że lepiej, żeby silnik nie zawiódł. Zrozumiałem, dlaczego Skalski na przelot przez Atlantyk nie zabrał orzeszków - zamiast mruczenia silnika słyszałby trzaski i zgrzyty, a to bardzo niemiłe. Ja na szczęście nie miałem orzeszków i wszystko mruczało... W Skopje problem, bo nie mieli avgazu (potem się okazało, że jednak był), więc musiałem z komplikacjami organizować benzynę samochodową z miasta. W Kavali też nie mają avgazu (naprawdę), ale oczywiście w obsłudze lotniska znalazł się motolotniarz, który zorganizował kanistry i zawiózł mnie na stację benzynową, a dzisiaj z kolegą i ze mną przyjechał na lotnisko specjalnie po to, żeby pomóc mi zdjąć skrzydło, bo zapowiadają burze. Jest dobrze, ale meteo bardzo mnie niepokoi, bo nawet powrót czarno widzę. W całej Europie deszcze, zimno i fatalne warunki. Hm... zobaczymy.

6 września 2007 r.
Dziś mogę napisać jak Ludwik XVI w swoim pamiętniku: "14 lipca - nic" (a tego dnia paryski lud zburzył Bastylię). Więc piszę: 6 września Kavala - nic - oczywiście poza porywistymi, południowymi wiatrami i... greckimi restauracjami z greckimi motolotniarzami (motolotniarze są pewnie tacy sami na całym świecie - przyjaźni, pomocni i otwarci). Być może będę usiał posiedzieć tu parę dni ale, choć wylot niepewny, w planie na piątkowy ranek mam montaż skrzydła. Ostateczna decyzja jutro; może w prognozach coś się zmieni? 

6 września 2007 r. wieczorem
Najgorsze są wiatry. Jeśli anonsują ponad 20 knotów (40 km/h)  w twarz, to ja nigdzie nie dolecę, bo zabraknie mi paliwa nawet na 300 km lotu. Pogoda jest faktycznie bardzo niestabilna; to już nie lato i jest to czynnik, którego niestety w ogóle nie wziąłem pod uwagę, chociaż mój mowy grecki przyjaciel, instruktor motolotniowy Vasilis mówi (w grecko-angielskim jezyku), że do podróżowania potrzebny jest tylko "time and chronos" i pewnie ma rację. Ja na razie mam jeszcze pieniądze i czas, więc może nie będzie tak źle. Jest tylko problem z tym, że niektóre lotniska na wyspach, opisane u Jeppesena jako cywilne, są w rzeczywistości wojskowe, co bardzo wydłuża przeloty. Na jutro zaplanowalem trasę na Lesbos, a to prawie 300 km nad wodą. Liczyłem, że będę miał możliwość międzylądowania, a tu nie, bo wojskowe. Czuję też, że nie skończą się kłopoty z paliwem, bo avgaz jest produktem rzadkim. Wszędzie mają tylko kerosen, a Rotax go nie trawi. Liczę, że uda mi się znaleźć benzynę samochodową. W każdym razie program minimum został wykonany i udowodnił, że motolotnia Jazz firmy Kompol jest bardzo porzydatnym sprzętem i że można nią (prawie) wszystko. Tego typu podróżowanie jest tak naprawdę miłe dlatego, że wszędzie są motolotniarze; poznaje się bardzo sympatycznych ludzi, którzy dadzą się pokroić, żeby ułatwić wszystkie sprawy. Do Skopje na przykład przyleciałem wieczorem tuż przed zachodem słońca i powiedziano mi, że avgazu nie ma. Więc organizowałem sam: taksówka, kanistry... Był wielki problem, żeby wwieźć to paliwo na płytę postojową, wszystko do momentu, kiedy zjawił się jakiś człowiek z obsługi lotniska, który okazał się motolotniarzem (są wszędzie) i miałem wszystko - chodziłem po lotnisku jak po swoim i musiałem obiecać, że w drodze powrotnej koniecznie wyląduję na ich klubowym i będziemy pić piwo i kolegować się, i że on ściągnie tutejszą telewizję itd. Nie jestem pewien, czy wrócę tą samą trasą, bo jednak te góry są bardzo mało gościnne i w trudniejszych warunkach strach się bać, ale obiecałem. Na lotniskach w ogóle kręcą z niedowierzaniem głowami i trochę się dziwnie patrzą i sam nie wiem, czy mają mnie za jakiegoś ekstremalnego cudaka, czy gorzej...

7 września 2007 r. 
Dzisiaj deszcz. Założyłem skrzydło i mam nadzieję, że do jutra front się odsunie. Może czas wracać do domu? 

8 września 2007 r.
Rano w kafejce internetowej spradziłem meteo - niewiele lepiej, więc pewnie dziś znowu nie polecę. Pogoda jest bardzo dynamiczna, rano słońce, wieczorem burza albo na odwrót. Nad Salonikami cumulusy, wiatry 30 km/h, z porywami do 65 km/h. Daję sobie jeszcze tydzień, a potem?

9 września 2007 r.
W Grecji im mniejsze lotnisko tym ważniejsza administracja. Zostałem uziemiony na Lesbos bo się dopatrzyli braków w papierach. Czekam na dosłanie ich z Polski. 

10 września 2007 r.
Nadal jestem na Lesbos. Z radością się dopatrzyli, że mój medical stracił ważność, więc dla mojego dobra nie mogę odlecieć. Humor ok!

12 września 2007 r.
Już mam wszystkie papiery i mogę lecieć, ale te wiatry! Jutro o 5:00 jestem na lotnisku. Może bladym świtem będzie spokojniej. W Salonikach porywy do 70 km/h. W dodatku straciłem aparat. Dobrze, że nie głowę...

13 września 2007 r.
Po pięciu dniach udało mi się wyrwać z Lesbos, choć naprawdę miałem stracha, że zostanę tam do wiosny. Dziś rano wykorzystałem "dziurę" z lepszą pogodą, by się przebić do Kavali. Dalsze plany zależą oczywiście od wiatrów, chciałbym jednak polecieć na Kerkire, tym razem przez góry. Sprzęt spisuje się znakomicie. Acha, kupiłem też aparat, więc jakieś zdjęcia będą.

14 września 2007 r.
Dzisiaj odpoczywam w Kavali, która stała się moim drugim lotniskiem macierzystym: uzupełniłem paliwo, sprawdziłem olej i jutro o świcie chcę lecieć przez góry na Kerkire. Pogoda lepsza, wiec liczę na ciekawy lot.

15 września 2007 r.

Doleciałem na Korfu. Po drodze były takie góry i, mimo wspaniałego meteo, takie wiatry, że nigdy więcej. Już morze lepsze.

16 września 2007 r.
Dzisiaj oblatałem kompolowe skrzydło Stratus kupione przez greckiego motolotniarza. Jeśli pogoda pozwoli, wkrótce ruszam na Dubrownik, a jutro do restauracji z motolotniarzami.

17 września 2007 r.
Jestem na Korfu i zostanę tu parę dni, bo gościnność miejscowego greckiego motolotniarza nie pozwala mi postąpić inaczej. Lecąc tutaj lądowałem technicznie w Ioaninie gdzie dowiedziałem się, że nie mogę ruszyć dalej, bo w Grecji jest zakaz lądowania ultralajtów na lotniskach! Po kilku telefonach do greckich przyjaciół jednak dali zgodę na dalszy przelot. Ot Grecja.... 

20 września 2007 r.
Dziś podczas tankowania okazało się, że benzyna weszła w reakcję z resztkami chemikaliów z porolniczego kanistra i wytrącił się osad. Jutro czyszczenie.

21 września 2007 r.

Gotowość motolotni do startu na dziś wieczór. Odlot niedziela świt. Plan lotu: LUDU LDSB LDZA LHPR EPKT.

23 września 2007 r.

Dzisiaj wystartowałem z Kerkire (Grecja), przeleciałem nad Bośnią, w której obowiązuje zakaz lotów, na wysokości FL105 i wylądowałem w Chorwacji w miejscowości Osijek. Byłem w powietrzu 8,5 godziny, pokonałem 800 km i straszliwie zmarzłem. Jutro odpoczywam. 

24 września 2007 r.
Wylądowałem w Katowicach. Dwa dni zajęło mi dotarcie z Grecji do Polski. Jutro macierzyste Chrcynno.

25 września 2007 r.
Wróciłem!

 


start
newsy
motolotnie
SkyRanger
silniki
śmigła
kompozyty
o firmie
okazje nowe/używane
linki
- - - - - - -
kontakt
dojazd
szukaj
galeria
Polski feed RSS dla kompol.warszawa.pl

 
Joomla Design By Be Professional Networks gronowy widget